Wielu kolekcjonerów w Polsce jak i za granicą posiada w swoich zbiorach rzeźby artystów ludowych a szczególnie paszyńskich. Do takich kolekcjonerów należeli miedzy innymi bp Piotr Bednarczyk, bp Józef Gucwa, którego kolekcja znajduje się dzisiaj w sali pamięci biskupa,  w domu parafialnym, rodzinnej parafii pw. N.M.P. Wniebowziętej w Kąclowej.

Jedną z największych obecnie  kolekcji sztuki ludowej subregionu sądeckiego jest ta znajdująca się w Galerii Sztuki Ludowej –Folk Art Gallery w Marcinkowicach.

Co kryją w sobie rzeźby ludowe. Wydaje się, że najlepiej opisują to słowa ks. Józefa Tischnera, który również pochodzi z Sądecczyzny i wielokrotnie spotykał się z rzeźbami ludowymi i ich twórcami

„Spojrzenia Świątków obnażają nas. Wydobywają z nas nieoczekiwane uczucia, nastroje, myśli. Kto się spieszy, pyta, gdzie się spieszy i po co. Kto się gniewa, staje naprzeciw swego gniewu i pyta: po co? Kto nie wierzy, zaczyna szeptać „Ojcze nasz”… Kto wierzy, ten odkrywa, jak wielką niewiarą jest jego wiara. Pod spojrzeniem Świątka człowiek czuje się jak ziarno, które „musi obumrzeć”, by wydać jaki taki owoc.

Patrząc w oblicza Świątków, pytałem siebie: co one mówią? Miałem jednocześnie świadomość, że pytanie to nie jest właściwe. Świątki nie mówią bowiem jednym głosem, lecz każdy opowiada o czymś innym. Nie wolno zamykać mowy Świątków w ramach jednego i tego samego tekstu. Mimo to pytanie wracało. A może jest w tych głosach jakiś wspólny ton?

Świątki opowiadają o bólu istnienia. Czasem mówi o tym zastygnięta w grymasie twarz, czasem skręcone ciało, czasem oczy wypatrujące z daleka pociechy i ulgi. Bóle są rozmaite, najczęściej męczeńskie. Oto święty, który poniósł śmierć, strzegąc tajemnicy spowiedzi. Oto Matka, która widziała ukrzyżowanie Syna. Oto siedzący na kamieniu Chrystus z cierniową koroną na głowie – odwieczny symbol grzechu władzy, która zawsze i wszędzie chce być bez granic. Jest także inny ból – ból fundatora. Świątek opowiada wtedy nie tylko o własnym bólu, ale również bólu konkretnego człowieka, który ukrył się gdzieś za nim niedaleko. Opowieść o bólu toczy się w kwiatach. Wszędzie pełno kwiatów. Ból boli, a kwiaty kwitną i pięknieją. Czy to ból wyrasta z kwiatów czy kwiaty wyrastają z bólu? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie.

Czy w Świątkach nie ma śladu radości? Nie, tak mówić nie wolno. Jest przecież Wniebowzięcie Matki Boskiej i jej oraz nasze zapatrzenie w nieskończony bezkres. Jest także Trójca Święta, stateczna i pełna powagi; Ojciec i Syn obejmują się tym samym gestem przyjaźni, jakim obejmują się chłopi, którym jakaś chwilowa słabość utrudniła chodzenie. A tam znowu Trójca  koronuje Matkę Bożą na Królową Świata. Taki jest obraz szczęścia. Pewnie, że nieudolny, albowiem „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co zgotował Bóg tym, którzy Go miłują”.  Kiedyś i ty staniesz się, gdy będziesz już w wieczności, świadkiem i uczestnikiem takiej sceny. Popatrz i zobacz: oto cel i sens, i nadzieja twojego życia. Z bólu i kwiatów urośnie ukoronowanie ludzi.

Ale są także same kapliczki, widziane z zewnątrz. Co kryje się w środku? Tego nie widzimy, domyślamy się tylko, że tam mieszka Świątek. Czasem kapliczka wyrasta z gęstwiny traw, a czasem ze skraju łąki, z której dopiero co zeszedł śnieg. Czym są te świątkowe domy? Nazywamy je „świątyniami”. Nie są to jednak wielkie świątynie wiary, które się pysznią same ze siebie, ale świątynie miłości, które wiedzą, jak boli ból bezdomności. W świątkowych domach ból człowieka i ból Boga spotykają się ze sobą. Tajemnicy tego spotkania nikt nie zna. Ale się ją czuje. Ona jest. Dlatego na widok świątkowego domu kolano samo gnie się do hołdu.

Przedziwna jest ta polska ziemia. Pamiętacie, jak nasz Ojciec Święty, gdy przyjechał do nas, uczyniwszy pierwszy krok – natychmiast uklęknął? Przyklęknięcie to było wielkim aktem objawienia tajemnic naszej ziemi. Kapliczki przydrożne, które patrzą na mnie, są dalszym ciągiem tego objawienia.”